Siedziałam w sali, oczekując na nauczyciela, który już kolejny dzień z rzędu przychodził trzydzieści minut po czasie. Co jak co, ale ja nie należałam do osób nadmiernie tolerancyjnych. Szczególnie teraz, kiedy to zbliżały się eliminacje do turnieju ulicznego. Każdemu młodemu tancerzowi zależało na tych zawodach z tego powodu, iż był to najprostszy sposób żeby wybić się na tle innych młodych talentów i znaleźć sobie potencjalnego sponsora. Kiedy rozmyślałam nad tym, co pokażę podczas swoich dwóch minut sławy, usłyszałam kroki. No nareszcie raczył się zjawić.
– Trenerze, może się pospieszymy – powiedziałam zgryźliwie. – Przećwiczyłam ten układ już tysiące razy, więc nad czym będziemy tu jeszcze pracować?
– No jak to nad czym? – spytał wznosząc oczy do nieba. – Ekspresja, emocje. To też jest bardzo ważne w tańcu, a nie tylko świetnie wykończone ruchy.
– To bierzmy się do pracy – ponagliłam trenera. Wstałam i zajęłam miejsce na środku wielkiej sali. Przede mną na całej ścianie wisiały wielkie lustra, w których to widziałam każdy niewykończony ruch. Owszem starałam się być perfekcjonistką we wszystkim co robię, a przede wszystkim w tańcu, ale każdy ma swoje dobre i złe dni. Ja miałam dzisiaj. Nie wiem czym to było do końca spowodowane, czy to spóźnieniem Scoobiego (mojego trenera), czy zupełnie czymś innym. Instruktora znam już, jak dobrze sięgam pamięcią, osiem lat, kiedy to jako mała dziewczynka przyszłam na zajęcia za starszym bratem. Od tamtej pory Scoobie się nic nie zmienił. Moja mama zawsze powtarzała, że jest to mężczyzna idealny: posiadający zapierającą dech w piersiach sylwetkę; piękne, zielone oczy i burzę cudownych, czarnych loków. Dla kobiet w średnim wieku był świetnym kandydatem na życiowego partnera. Natomiast ja nie widziałam w nim nic szczególnego. Musiałam się skupić, bo właśnie usłyszałam pierwsze rytmy mojego remixu. Przyjęłam pozycję wyjściową, a potem odpłynęłam w krainę tańca, gdzie wszystko było dozwolone.
– Jeszcze raz! Co to mają być za wygibasy? – terroryzował mnie wzrokiem. To było jedno ze spojrzeń, których starałam się unikać. Stanęłam jeszcze raz w miejscu, w którym stałam na początku. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam powolny wydech. Musiałam ujarzmić emocje, które szalały w środku, niczym tabun pędzących koni.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
– Witamy wszystkich! Piąte spotkanie młodych talentów na ulicy! Jesteście gotowi na show?!
Z oddali było słychać już Wielkiego Joe, prowadzącego całej imprezy. Jako nastolatek sam brał udział w takich akcjach, a teraz chłopcy w moim wieku, pragną stać się kimś takim jak on. Przechodziłam między ludźmi, trzymając swoją torbę treningową blisko ciała. Przecież nie łatwo w takich miejscach o napaść i rabunek. Przebicie przez tłum nie należało to najtrudniejszych zadań tego wieczora. Właśnie dzisiaj miałam stawić czoła wszystkim uczestnikom, którzy pragną zostać zwycięzcą, tak jak ja. Denerwowałam się i było to widać po całej mnie. Miałam dreszcze, ciarki, a gęsia skórka nie opuszczała moich rąk ani na sekundę. Musiałam się szybko jakoś wziąć w garść, bo jeśli chodź jeden rywal zobaczy mnie w tym stanie, będzie chciał mnie zniszczyć psychicznie nie zastanawiając się nad tym długo.
Doszłam do namiotu, w którym zbierali się wszyscy uczestnicy. Wchodząc, zobaczyłam, że wszyscy są już przebrani i porozciągani. Nie czekając ani chwili znalazłam mały kąt dla siebie, przystanęłam i zaczęłam się przebierać. Po krótkiej chwili miałam na sobie: szerokie, szare, dresowe spodnie; różowy top odsłaniający brzuch i szarą kamizelkę. Oczywiście nie mogłam się ruszyć na taką walkę bez swojej broni- moich lśniących, biało-różowych adidasów. Kiedy byłam już wyszykowana na potyczkę z najlepszymi tancerzami, otworzyłam portfel i spojrzałam na czarno-białe zdjęcie mojego taty. Wszystko co robiłam, dedykowałam swojemu ojcu. Był przy mnie do dwunastego roku życia, a potem opuścił mnie (niespecjalnie przecież), zabrała go choroba. Dziś mam lat siedemnaście, a moja miłość do niego nie zmalała. Mogłabym śmiało stwierdzić, że moje uczucie do taty wzrosło i stało się barierą, której nie pokona żadna siła. Ostatnie spojrzenie i byłam gotowa do rywalizacji. Pochowałam swoje rzeczy, a potem wyszłam z namiotu, chcąc poznać konkurencję. Moje spojrzenie spoczywało na wielu twarzach, na wielu ruchach. Każde ciało było niesamowicie przygotowane: prężyło się w gimnastyce, były te bardziej elastyczne i mniej, bardziej umięśnione i oczywiście szczypiorki. Ale każdy z nas, tancerzy mógł wygrać. Dzisiejszej nocy wszyscy pragnęli tego samego- dobrej zabawy.
Szukałam miejsca, w którym mogłabym złapać oddech. Wszędzie widziałam części ciała, które brały czynny udział we wszelkiego rodzaju piruetów. Udało się! Po długiej chwili szukania i wypatrywania wolnego miejsca, znalazłam idealny kawałek ulicy, tylko dla siebie. Słuchałam uważnie prowadzącego, ponieważ bałam się, że przez przypadek zagapię się, tym samym wypadając z kolejki oczekujących. Stałam tak i czekałam na jakiś znak. No i się doczekałam, bo wsłuchana w słowa Wielkiego Joe, znienacka ktoś mnie mocno szturchnął. Odruchowo poprawiłam włosy i odwróciłam się w stronę osoby, której życie było niemiłe.
– Przepraszam – powiedział czarnowłosy chłopak. – Nie zauważyłem Ciebie, jesteś stanowczo za niska. – zaśmiał się pokazując tym samym rządek swoich śnieżnobiałych zębów.
– Słucham?! Czy Ty słyszysz co mówisz? – spytałam go z nutką rozdrażnienia w głosie. – Nie dosyć, że mnie szturchasz, to jeszcze obrażasz. Jesteś – szukałam odpowiedniego słowa.
– Wredny? Irytujący? Niekulturalny? – przerwał mi wymieniając swoje wady. W znacznym stopniu zgadzałam się z tym co mówi, ale mimo wszystko nie wymienił tych, które właśnie siliły mi się na język. Pohamowywałam je z trudem. Uniosłam głowę, żeby dokładniej przyjrzeć się temu chłopakowi i wtedy właśnie popełniłam błąd. Spoglądając na niego, zaczerwieniłam się. Przeszywał mnie czarnymi oczami, lekko wykrzywiając usta. Moje serce zamarło na chwilę, nie wiedziałam gdzie mam podziać oczy i jak ukryć rumieńce.
– Myślałam nad czymś bardziej pasującym – zamyśliłam się. – A zresztą muszę iść – skłamałam.
– Rumienisz się. – podsumował wymianę zdań. – A dokąd to się wybierasz?
– Na zawody. Zamierzam wygrać – ucięłam w porę przed słowną porażką. To było dziwne. Nie chciałam mu za wiele opowiadać, a jednak bez żadnego problemu mówiłam wszystko. Czułam się tak jakby to właśnie ten, tajemniczy chłopak tak na mnie wpływał. Kiedy teraz spojrzałam na niego, szukając oznak podziwu lub niechęci, zauważyłam, że jest zapatrzony gdzieś w przestrzeń za mną.
– No to powodzenia. Muszę lecieć – powiedział krótko, po czym wyminął mnie i zaczął iść przed siebie. Ponownie poczułam dziwną siłę, która nakazała mi biec za nim. Na szczęście postanowiłam się tylko odwrócić i krzyknąć do niego.
– Zaraz! – zwróciłam jego uwagę, przystanął i obrócił się w moją stronę. – Jak się nazywasz?
– Mów mi Patch. – uśmiechając się łobuzersko, wyjął z tylnej kieszeni spodni, białą czapkę z daszkiem i założył ją na głowę. Usłyszałam swoje nazwisko, więc odruchowo spojrzałam w górę, a kiedy wróciłam wzrokiem, tam gdzie stał nowo poznany chłopak, było pusto. Ani śladu charakterystycznej czapki. Teraz już naprawdę musiałam wziąć się w garść, nadeszła moja kolej i chciałam, a teraz już musiałam wypaść jak najlepiej. To było głupie z mojej strony, ale chciałam zaimponować Patchowi.
Dj puścił mój kawałek, zajęłam pozycję i czekałam na pierwsze, mocne uderzenie basów. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, ale nowego znajomego nie było widać. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam energicznymi ruchami wyzwalać z siebie moc. W każdy ruch włożyłam tyle pasji i miłości. Taniec był dla mnie wszystkim i chciałam to wszystkim pokazać. Wzięłam do siebie każdą radę trenera, brata i mamy, która była ze mnie dumna za każdym razem, kiedy wracałam z treningu. Nie było za bardzo czasu, żeby zwrócić uwagę na to jak bawi się publiczność, jednak miałam nadzieję, że im się podoba. Skończyłam! Byłam z siebie taka zadowolona. Tyle prób, treningów, potu, łez i wreszcie udało mi się pokazać moje dzieło. Zademonstrowałam siebie. Po mnie zatańczyło jeszcze kilka osób, a już potem pozostało nam czekać tylko na werdykt.
– Czy jesteście gotowi na wyniki? – mówił Joe. – W tej kopercie mam nazwisko zwycięzcy! Chcecie je poznać? – publiczność szalała, a moje serce waliło jak szalone.
W głowie brzmiały tylko krzyki niecierpliwych ludzi. Ja czekałam tylko na to jedno nazwisko. Miałam ogromną nadzieję, że będzie moje. Prowadzący trzymał nas bardzo długo w niepewności, aż w końcu wykrzyczał to głośno.
– Collins Ivan! Gratulacje! – ludzie klaskali i wiwatowali w niebo głosy. A co ze mną? W mojej głowie było słychać tylko szum, z początku głośny, ale z każdą chwilą stawał się jakby przytłumiony. Czas jakby zwolnił. Opadłam bezsilnie na ziemię i czekałam, aż ktoś mnie stąd zabierze. Potrzebowałam osoby, która pomogłaby mi przeboleć smak porażki. Z zadumy i złości na sobą siebie wyrwał mnie już znany głos. To był Patch.
– A jednak pora... – uciął w porę, ale i tak wiedziałam co miał na myśli. – Przykro mi. Było widać po Tobie, że bardzo Ci na tym zależy.
– Jak widzisz to nie wszystko – rzuciłam z przekąsem. – Chciałam, żeby tato był ze mnie dumny. A tu taki smak, bolesnej porażki.
– Ojciec na pewno jest z Ciebie dumny – powiedział pewnie chłopak, pomagając mi wstać. – Chodź. Zabiorę Cię do pysznej knajpki.
– Ciekawy sposób, żeby wyrwać mnie na randkę – spojrzałam na niego z ukosa. – Nie mam przy sobie pieniędzy, wybacz.
– To nie randka i ja stawiam.
– Żartujesz, prawda? – spytałam z niedowierzaniem.
– A wyglądam, jakby żartował? – spytał z poważnym wyrazem twarzy. – Chodź. Odprowadzę Ciebie do namiotu, przebierzesz się i pójdziemy zjeść trochę kalorii.
– Czyli zabierasz mnie na lody?
– Jeśli masz na nie ochotę, to tak. – uśmiechnął się czarująco.
Znałam go krótko, ale intuicja podpowiadała mi, że mogę mu zaufać. Ponadto podkreślił, że nie zabiera mnie na randkę, tylko na spotkanie, na którym głównym celem będzie poprawienie mojego nastroju. Będąc już w namiocie przebrałam się szybko w ubrania, w których przyszłam. Użyłam dezodorantu, spakowałam torbę i pośpiesznie opuściłam wielki, zielony szałas.
– Torbę to ja wezmę – odparł, ściągając mi torbę z ramion.
– Dziękuje – odpowiedziałam z uśmiechem.
Idąc tak ramię w ramię z Patchem nie czułam potrzeby rozmowy. Wystarczyło mi to, co było (cisza też jest w porządku). Szliśmy przez opustoszałe miasto praktycznie środkiem ulicy, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Rozglądałam się dookoła, ale ludzie byli zajęci świętowaniem wygranej Ivana. Zazdrościłam chłopakowi, bo to właśnie teraz przed nim otworzyły się drzwi do kariery.
– Ej, nie smuć się – powiedział to tak, jakby czytał mi w myślach. – Jeszcze im pokażesz co potrafisz. – szturchnął mnie.
– Jasne. Kiedyś na pewno.
– Trenerze, może się pospieszymy – powiedziałam zgryźliwie. – Przećwiczyłam ten układ już tysiące razy, więc nad czym będziemy tu jeszcze pracować?
– No jak to nad czym? – spytał wznosząc oczy do nieba. – Ekspresja, emocje. To też jest bardzo ważne w tańcu, a nie tylko świetnie wykończone ruchy.
– To bierzmy się do pracy – ponagliłam trenera. Wstałam i zajęłam miejsce na środku wielkiej sali. Przede mną na całej ścianie wisiały wielkie lustra, w których to widziałam każdy niewykończony ruch. Owszem starałam się być perfekcjonistką we wszystkim co robię, a przede wszystkim w tańcu, ale każdy ma swoje dobre i złe dni. Ja miałam dzisiaj. Nie wiem czym to było do końca spowodowane, czy to spóźnieniem Scoobiego (mojego trenera), czy zupełnie czymś innym. Instruktora znam już, jak dobrze sięgam pamięcią, osiem lat, kiedy to jako mała dziewczynka przyszłam na zajęcia za starszym bratem. Od tamtej pory Scoobie się nic nie zmienił. Moja mama zawsze powtarzała, że jest to mężczyzna idealny: posiadający zapierającą dech w piersiach sylwetkę; piękne, zielone oczy i burzę cudownych, czarnych loków. Dla kobiet w średnim wieku był świetnym kandydatem na życiowego partnera. Natomiast ja nie widziałam w nim nic szczególnego. Musiałam się skupić, bo właśnie usłyszałam pierwsze rytmy mojego remixu. Przyjęłam pozycję wyjściową, a potem odpłynęłam w krainę tańca, gdzie wszystko było dozwolone.
– Jeszcze raz! Co to mają być za wygibasy? – terroryzował mnie wzrokiem. To było jedno ze spojrzeń, których starałam się unikać. Stanęłam jeszcze raz w miejscu, w którym stałam na początku. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam powolny wydech. Musiałam ujarzmić emocje, które szalały w środku, niczym tabun pędzących koni.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
– Witamy wszystkich! Piąte spotkanie młodych talentów na ulicy! Jesteście gotowi na show?!
Z oddali było słychać już Wielkiego Joe, prowadzącego całej imprezy. Jako nastolatek sam brał udział w takich akcjach, a teraz chłopcy w moim wieku, pragną stać się kimś takim jak on. Przechodziłam między ludźmi, trzymając swoją torbę treningową blisko ciała. Przecież nie łatwo w takich miejscach o napaść i rabunek. Przebicie przez tłum nie należało to najtrudniejszych zadań tego wieczora. Właśnie dzisiaj miałam stawić czoła wszystkim uczestnikom, którzy pragną zostać zwycięzcą, tak jak ja. Denerwowałam się i było to widać po całej mnie. Miałam dreszcze, ciarki, a gęsia skórka nie opuszczała moich rąk ani na sekundę. Musiałam się szybko jakoś wziąć w garść, bo jeśli chodź jeden rywal zobaczy mnie w tym stanie, będzie chciał mnie zniszczyć psychicznie nie zastanawiając się nad tym długo.
Doszłam do namiotu, w którym zbierali się wszyscy uczestnicy. Wchodząc, zobaczyłam, że wszyscy są już przebrani i porozciągani. Nie czekając ani chwili znalazłam mały kąt dla siebie, przystanęłam i zaczęłam się przebierać. Po krótkiej chwili miałam na sobie: szerokie, szare, dresowe spodnie; różowy top odsłaniający brzuch i szarą kamizelkę. Oczywiście nie mogłam się ruszyć na taką walkę bez swojej broni- moich lśniących, biało-różowych adidasów. Kiedy byłam już wyszykowana na potyczkę z najlepszymi tancerzami, otworzyłam portfel i spojrzałam na czarno-białe zdjęcie mojego taty. Wszystko co robiłam, dedykowałam swojemu ojcu. Był przy mnie do dwunastego roku życia, a potem opuścił mnie (niespecjalnie przecież), zabrała go choroba. Dziś mam lat siedemnaście, a moja miłość do niego nie zmalała. Mogłabym śmiało stwierdzić, że moje uczucie do taty wzrosło i stało się barierą, której nie pokona żadna siła. Ostatnie spojrzenie i byłam gotowa do rywalizacji. Pochowałam swoje rzeczy, a potem wyszłam z namiotu, chcąc poznać konkurencję. Moje spojrzenie spoczywało na wielu twarzach, na wielu ruchach. Każde ciało było niesamowicie przygotowane: prężyło się w gimnastyce, były te bardziej elastyczne i mniej, bardziej umięśnione i oczywiście szczypiorki. Ale każdy z nas, tancerzy mógł wygrać. Dzisiejszej nocy wszyscy pragnęli tego samego- dobrej zabawy.
Szukałam miejsca, w którym mogłabym złapać oddech. Wszędzie widziałam części ciała, które brały czynny udział we wszelkiego rodzaju piruetów. Udało się! Po długiej chwili szukania i wypatrywania wolnego miejsca, znalazłam idealny kawałek ulicy, tylko dla siebie. Słuchałam uważnie prowadzącego, ponieważ bałam się, że przez przypadek zagapię się, tym samym wypadając z kolejki oczekujących. Stałam tak i czekałam na jakiś znak. No i się doczekałam, bo wsłuchana w słowa Wielkiego Joe, znienacka ktoś mnie mocno szturchnął. Odruchowo poprawiłam włosy i odwróciłam się w stronę osoby, której życie było niemiłe.
– Przepraszam – powiedział czarnowłosy chłopak. – Nie zauważyłem Ciebie, jesteś stanowczo za niska. – zaśmiał się pokazując tym samym rządek swoich śnieżnobiałych zębów.
– Słucham?! Czy Ty słyszysz co mówisz? – spytałam go z nutką rozdrażnienia w głosie. – Nie dosyć, że mnie szturchasz, to jeszcze obrażasz. Jesteś – szukałam odpowiedniego słowa.
– Wredny? Irytujący? Niekulturalny? – przerwał mi wymieniając swoje wady. W znacznym stopniu zgadzałam się z tym co mówi, ale mimo wszystko nie wymienił tych, które właśnie siliły mi się na język. Pohamowywałam je z trudem. Uniosłam głowę, żeby dokładniej przyjrzeć się temu chłopakowi i wtedy właśnie popełniłam błąd. Spoglądając na niego, zaczerwieniłam się. Przeszywał mnie czarnymi oczami, lekko wykrzywiając usta. Moje serce zamarło na chwilę, nie wiedziałam gdzie mam podziać oczy i jak ukryć rumieńce.
– Myślałam nad czymś bardziej pasującym – zamyśliłam się. – A zresztą muszę iść – skłamałam.
– Rumienisz się. – podsumował wymianę zdań. – A dokąd to się wybierasz?
– Na zawody. Zamierzam wygrać – ucięłam w porę przed słowną porażką. To było dziwne. Nie chciałam mu za wiele opowiadać, a jednak bez żadnego problemu mówiłam wszystko. Czułam się tak jakby to właśnie ten, tajemniczy chłopak tak na mnie wpływał. Kiedy teraz spojrzałam na niego, szukając oznak podziwu lub niechęci, zauważyłam, że jest zapatrzony gdzieś w przestrzeń za mną.
– No to powodzenia. Muszę lecieć – powiedział krótko, po czym wyminął mnie i zaczął iść przed siebie. Ponownie poczułam dziwną siłę, która nakazała mi biec za nim. Na szczęście postanowiłam się tylko odwrócić i krzyknąć do niego.
– Zaraz! – zwróciłam jego uwagę, przystanął i obrócił się w moją stronę. – Jak się nazywasz?
– Mów mi Patch. – uśmiechając się łobuzersko, wyjął z tylnej kieszeni spodni, białą czapkę z daszkiem i założył ją na głowę. Usłyszałam swoje nazwisko, więc odruchowo spojrzałam w górę, a kiedy wróciłam wzrokiem, tam gdzie stał nowo poznany chłopak, było pusto. Ani śladu charakterystycznej czapki. Teraz już naprawdę musiałam wziąć się w garść, nadeszła moja kolej i chciałam, a teraz już musiałam wypaść jak najlepiej. To było głupie z mojej strony, ale chciałam zaimponować Patchowi.
Dj puścił mój kawałek, zajęłam pozycję i czekałam na pierwsze, mocne uderzenie basów. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, ale nowego znajomego nie było widać. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam energicznymi ruchami wyzwalać z siebie moc. W każdy ruch włożyłam tyle pasji i miłości. Taniec był dla mnie wszystkim i chciałam to wszystkim pokazać. Wzięłam do siebie każdą radę trenera, brata i mamy, która była ze mnie dumna za każdym razem, kiedy wracałam z treningu. Nie było za bardzo czasu, żeby zwrócić uwagę na to jak bawi się publiczność, jednak miałam nadzieję, że im się podoba. Skończyłam! Byłam z siebie taka zadowolona. Tyle prób, treningów, potu, łez i wreszcie udało mi się pokazać moje dzieło. Zademonstrowałam siebie. Po mnie zatańczyło jeszcze kilka osób, a już potem pozostało nam czekać tylko na werdykt.
– Czy jesteście gotowi na wyniki? – mówił Joe. – W tej kopercie mam nazwisko zwycięzcy! Chcecie je poznać? – publiczność szalała, a moje serce waliło jak szalone.
W głowie brzmiały tylko krzyki niecierpliwych ludzi. Ja czekałam tylko na to jedno nazwisko. Miałam ogromną nadzieję, że będzie moje. Prowadzący trzymał nas bardzo długo w niepewności, aż w końcu wykrzyczał to głośno.
– Collins Ivan! Gratulacje! – ludzie klaskali i wiwatowali w niebo głosy. A co ze mną? W mojej głowie było słychać tylko szum, z początku głośny, ale z każdą chwilą stawał się jakby przytłumiony. Czas jakby zwolnił. Opadłam bezsilnie na ziemię i czekałam, aż ktoś mnie stąd zabierze. Potrzebowałam osoby, która pomogłaby mi przeboleć smak porażki. Z zadumy i złości na sobą siebie wyrwał mnie już znany głos. To był Patch.
– A jednak pora... – uciął w porę, ale i tak wiedziałam co miał na myśli. – Przykro mi. Było widać po Tobie, że bardzo Ci na tym zależy.
– Jak widzisz to nie wszystko – rzuciłam z przekąsem. – Chciałam, żeby tato był ze mnie dumny. A tu taki smak, bolesnej porażki.
– Ojciec na pewno jest z Ciebie dumny – powiedział pewnie chłopak, pomagając mi wstać. – Chodź. Zabiorę Cię do pysznej knajpki.
– Ciekawy sposób, żeby wyrwać mnie na randkę – spojrzałam na niego z ukosa. – Nie mam przy sobie pieniędzy, wybacz.
– To nie randka i ja stawiam.
– Żartujesz, prawda? – spytałam z niedowierzaniem.
– A wyglądam, jakby żartował? – spytał z poważnym wyrazem twarzy. – Chodź. Odprowadzę Ciebie do namiotu, przebierzesz się i pójdziemy zjeść trochę kalorii.
– Czyli zabierasz mnie na lody?
– Jeśli masz na nie ochotę, to tak. – uśmiechnął się czarująco.
Znałam go krótko, ale intuicja podpowiadała mi, że mogę mu zaufać. Ponadto podkreślił, że nie zabiera mnie na randkę, tylko na spotkanie, na którym głównym celem będzie poprawienie mojego nastroju. Będąc już w namiocie przebrałam się szybko w ubrania, w których przyszłam. Użyłam dezodorantu, spakowałam torbę i pośpiesznie opuściłam wielki, zielony szałas.
– Torbę to ja wezmę – odparł, ściągając mi torbę z ramion.
– Dziękuje – odpowiedziałam z uśmiechem.
Idąc tak ramię w ramię z Patchem nie czułam potrzeby rozmowy. Wystarczyło mi to, co było (cisza też jest w porządku). Szliśmy przez opustoszałe miasto praktycznie środkiem ulicy, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Rozglądałam się dookoła, ale ludzie byli zajęci świętowaniem wygranej Ivana. Zazdrościłam chłopakowi, bo to właśnie teraz przed nim otworzyły się drzwi do kariery.
– Ej, nie smuć się – powiedział to tak, jakby czytał mi w myślach. – Jeszcze im pokażesz co potrafisz. – szturchnął mnie.
– Jasne. Kiedyś na pewno.
Hej. Trafiłam tu przez Jasmine Snow. Piszesz lekko i ciekawie. Błędów nie zauważyłam. Fabuła jest oryginalna. Pierwszy raz trafiłam na takie opowiadanie. Napewno będę tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie.
pat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com
PS. Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
Hej! Nie wiem jak do mnie trafiłaś, ale bardzo się cieszę, że zostawiłaś po sobie ślad i mogę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się jeśli chodzi o szablony Cary! Tworzy cudeńka- Twój również jest piękny; taki wiosenny mimo tego, że zbliża się paskudna jesień :)
Do tego fabułę masz serio oryginalną. Z tańcem (bynajmniej zamiłowaniem do tańca w opowiadaniu) jeszcze się nie spotkałam, za co daję Ci już duży plus! Zapowiada się na prawdę ciekawa historia.
Piszesz lekko i potrafisz wciągnąć czytelnika w akcję. No mnie na pewno! Czekam na ciąg dalszy. Skoro następna notka ma się pojawić do 30 września to znaczy, że załatwiasz jakieś ważne sprawy, więc oby się wszystko udało!
Powodzenia i pozdrawiam!
Aaaaa! Dodaję Ciebie oczywiście do linków! I tak jak koleżanka wyżej, proszę o informacji o nowych rozdziałach! Chętnie będę tu wpadać.
Pozdrawiam, Jasmine Snow.
Cześć. Widziałam, że odwiedziłaś mnie na blogu. Bardzo Ci dziękuje za miły komentarz.
OdpowiedzUsuńWpadłam do Ciebie, zobaczyć co tu przeczytam ciekawego i oniemiałam już na samym początku. Taniec! Jeśli to będzie motyw przewodni bloga, to jestem jak najbardziej za i bardzo wysoko Ciebie punktuję! Dlaczego? Sama tańczę, kocham to. Chciałam swój założyć właśnie na podstawie tańca, ale nie szło mi zupełnie. Natomiast Twoje opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie.
A odnośnie prologu- świetnie opisana akcja. Osobiście uważam, że jest bardzo dobrze! Do tego ten Patch i te czarne oczy. Skądś znam to imię? Czy nie aby z jakiejś książki?;> Ciekawe czy się zaprzyjaźnią...
Pozdrawiam! :)
Łooo fajne :D Patch też mi się kojarzy z jakąś książką :D
OdpowiedzUsuńCześć :) Chciałabym zaprosić Cię na NN u mnie. Pozdrawiam, Jessica Lorens.
OdpowiedzUsuńHej. Zapowiada się na prawdę super. Tematyka zupełnie inna, niż te wszystkie jakie do tej pory czytałam. Fajnie też, że nie masz problemów z pisaniem, co widać po tym jak piszesz :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCześć! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo ten jak pisałam wcześniej na prawdę mnie wkręcił :)
OdpowiedzUsuńPóki co, chciałam Ciebie zaprosić do siebie na NN.
Pozdrawiam!
zapraszam na nn
OdpowiedzUsuńpat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com
Dziękuje za te wszystkie miłe komentarze :)
OdpowiedzUsuńNowa notka już wkrótce.
Pozdrawiam!
Zapraszam na rozdział siedemnasty.
OdpowiedzUsuńpat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com
Zapraszam na rozdział osiemnasty.
OdpowiedzUsuńpat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com
Wstawiaj szybciutko rozdział pierwszy, bo juz nie moge się doczekac. Pozdrawiam.
Serdecznie zapraszam na rozdział dziewiętnasty.
OdpowiedzUsuńpat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com